"Wystawowe i użytkowe!"

          Kolega Cezary Marchwicki w swoim artykule "Trudna Sprawa - z kanapy, czy z kojca" autorytatywnie stwierdza, że rozdzielenie w hodowli psów myśliwskich na linie wystawowe i użytkowe stało się faktem!

          Nie byłabym tego faktu taka pewna, gdyż moja opinia w tej sprawie jest zgoła odmienna. Uważam, że dawno nasza kynologia łowiecka nie stała na tak wysokim poziomie jak obecnie. Proszę porównać poziom populacji chociażby jamników, terierów, posokowców, wachtelhundów, a przede wszystkim wyżłów - niemieckich krótko i szorstkowłosych, węgierskich krótkowłosych, weimarskich krótkowłosych, małych musterlanderów, seterów irlandzkich, czeskich fousków - w latach osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych i obecnie. Celowo ograniczam się głównie do grupy VII FCI, gdyż myślę, że jako sędzia tej grupy psów mam prawo wypowiadać się jedynie o rasach, które dobrze znam. Populacja wspomnianych ras w większości jet doskonała eksterierowo. Mamy kilkadziesiąt importów z różnych stron świata, nierzadko sprowadzonych z czołowych hodowli, a nasze psy zdobywają najwyższe laury na wystawach światowych i europejskich. Przy tym wszystkim, co należy podkreślić, w większości są to psy użytkowe lub posiadające dyplom I stopnia z prób polowych, które co prawda nie dają psu certyfikatu użytkowości, ale świadczą o przyzwoitych cechach wrodzonych.

          Nie wiem, ile tak naprawdę psów wyszkolił i ocenił kolega Marchwicki, ale a podstawie jego wypowiedzi sądzę, że było ich niemało. Co prawda nigdzie nie spotkałam ani jednego setera - jakiejkolwiek rasy - wyszkolonego przez kolegę, ale mniemam, że skoro ma o nich ugruntowaną tak niedobrą opinię, to musiał szkolić ich co najmniej kilka. Szkoda, więc, że trafiła na wybrakowane egzemplarze bądź, nie znalazł metody szkolenia tych psów, gdyż jestem przekonana - na podstawie znajomości około 50 znanych mi seterów, że w rzadko której rasie cechy użytkowe są zakorzenione tak silnie jak wśród brtyjczyków. Dobrze było, gdyby w tej kwestii zechcieli się wypowiedzieć koledzy: Spisak, Tarnowscy, Turlej, Wiklański i inni, choć ich opinie są powszechnie znane.

          To, że ich psy są ładne, w niczym nie umniejsza faktu, że polować również potrafią. Czy dziewczyna musi być brzydka, żeby dobrze gotować?

          Kolega Dariusz Spisak, który wyszkolił kilkadziesiąt psów, w tym wiele brytyjczyków,, i odnosił z nimi sukcesy na najpoważniejszych konkursach w kraju i zagranicą, miał przecież hodowlę seterów irlandzkich zaczynał od pierwszych z brzegu, eksterierowych irlandów, a nie pochodzących z hodowli selekcjonujących psy do łowiectwa. Skąd więc tak dobre rezultaty? Może świadczy to o tym, że mocne cechy użytkowe nie zostaną popsute nawet przez lata hodowli wybitne eksterierowej i poprzez odpowiednie szkolenie, cechy takie daje się jaki "z powrotem" odzyskać. Co więcej kolega Spisak swoje suki krył pięknymi eksterierowymi psami - znajdującymi się w rękach pań i śpiącymi na kanapach! - i co uzyskiwał? Większość bardzo przyzwoitych eksterierowo i jednocześnie dobrych w polu psów, które są poszukiwane przez myśliwych.

          Moja linia hodowlana seterów irlandzkich to w większości psy z włosem do ziemi i z linii wielokrotnych zwycięzców. I wszystkie te psy oraz większość ich dzieci - służę statystyką hodowlaną - mają dyplomy I stopnia z prób polowych. Oczywiście, że zdarzają się u mnie psy piękne i zupełnie bez pasji, ale od tego właśnie są odpowiednie przepisy i selekcja hodowlana. Niehc sobie taki pies robi championaty, wygrywa na wystawach i daje dużo szczęścia swoim właścicielom, ale kryć niech kryją psy piękne i przydatne łowiecko.

          Wszyscy znamy psy kolegów - Roszkiewicza, Tarnowskiego, Wiklańskiego, Wójscika, Abramowskiego i wielu innych, które są nie tylko doskonałe w pole, ale i eksterierowo bez zarzutu. Czy wszystkie te psy były kupione z hodowli wybitnie użytkowych? Skądże znowu, były to normalne eksterierowe hodowle mogące się poszczycić niejednokrotnie długim łańcuszkiem championów, interchampionów, zwycięzców w rodowodach.

          Dlaczego zaczyna panować opinia, że wszyscy ci hodowcy, którzy chcą by ich psy były piękne, robią im krzywdę? Dlaczego, ponoć nie da się pogodzić ładnego z użytkowym? Czy mamy w kraju tysiące psów, na podstawie których można dokonać selekcji? I dlaczego "pies myśliwski z papierami" ma kosztować mało? Przy wysokich koszach utrzymania, szczepień, wystaw, jakie ponosi przeciętny hodowca - pies również musi być coś wart. Jakby na to nie patrzeć, zarówno myślistwo jak i pies, tak jak każda wartościowa rzecz powinien kosztować i może wtedy przeciętny myśliwy zacząłby szanować swojego psa. Psa kupionego za "psie pieniądze", jeśli nie spełnia oczekiwań, zawsze przecież można po cichu się pozbyć, a psa za którego zapłaciło się poważniejszą kwotę - mimo wszystko trochę szkoda!

          Jeśli kolega Marchwicki uważa, że rozdzielanie na linie wystawowe i zutkowe jest konieczne - to robi takim stwierdzeniem ogromną krzywdę naszym psom. Mamy ich zbyt mało, żeby pozwolić sobie na takie posunięcie. Owszem spotkałam się z takim podziałam w Wielkiej Brytanii, ale tam psów rodowodowych są dziesiątki tysięcy, a wszystkie psy użytkowe, to również psy z rodowodem. Jakiś czas temu podczas pobytu na wystawie Cruft'a poznałam Pana Petera Heard'a, wybitnego specialistę od szkolenia psów, szczególnie ras angielskich, którego psy wielokrotnie zdobywały tytuły championów pracy i zwycięzców field trailsów w konkurencji - bagatela! - 300-400 startujących. Hodowca ten prowadzi od ponad pięćdziesięciu lat linię użytkowych seterów irlandzkich wywodzącą się jeszcze od legendarnych "Sulhamstad'ów" Pani Nagle. Na pytanie ile kosztuje u niego dobry szczeniak otrzymałam odpowiedź, że na szczeniaka czeka się około dwóch lat, a jego cena jest wyższa od ceny szczenięcia po wystawowych championach! Świadczy to o tym, że nawet w kolebce rasy, w kraju wybitnie "kynologiczno-łowieckim", myśliwi doceniają wartość psa i nie propagują rozmnażania i rozprowadzania za przysłowiową "zajęczą skórkę". Można rozmnażać owem "teriery w typie jadteriera", które w każdej ilości myśliwi kupują po 100 zł., ale nawet pisanie o tym jest żenujące.

          Nie przeczę, że są wśród championów psy użytkowe niewiele wartę - tak samo zresztą jak wśród owych podsrasowych kundli - ale są również fantastyczne egzemplarze, często pomijane jako reproduktory np. na skutek małej siły przebicia właściciela.

          Powstają Kluby Ras - cóż za wspaniałe wyzwanie dla osób odopwiedzialnych w klubie za racjonalną hodowlę!

          Za mało jest w Polsce osób zajmujących się zawodowo szkoleniem psów, za mało jest kursów szkoleniowych organizowanych zarówno dla myśliwych jak i dla nie-myśliwych, na tak wysokim poziomie jak np. organizowany przez Zarząd Okręgowy PZŁ w Olsztynie pod kierunkiem sędziego Ryszarda Apanasewicza kurs dzikarzy i tropowców. Za mało jest prób, na których można sprawdzić swoje psy, za mało jest miejsc przystosowanych do szkolenie np. sztuczne nory, zagrody dzicze, bażantarne itd.

          Zbyt rzadko są organizowane field traisy, które budzą coraz większe zainteresowanie wśród nie-myśliwych.

          Sądzę, że każdy prawdziwy myśliwy, którego będzie na to stać, wolał by polować z psem rasowym i pięknym. Myślę, że pokutujące wśród myśliwych od lat przekonanie, że najmądrzejsze i najłatwiejsze do szkolenia są mieszańce - wyżła ze spanielem, foksteriera z bulterierem, setera chartem itd. - jest wielce szkodliwe, archaiczne i po prostu nieprawdziwe. Cała rzecz sprowadza się do tego, że myśliwy, który nie ma pojęcia o psychice i szkoleniu psa, a metody, które stosuje, jeża włos na głowie - rasowego, szlachetnego psa zepsuje bardzo szybko. Natomiast mieszaniec, doświadczony gorzko przez los, wiele zniesie i nawet drakońskimi metodami coś tam do głowy s.a. sobie włożyć. Przeciętny myśliwi nie doceni kunsztu i klasy wibitnie wyspecjalizowanego psa, gdyż pies jest mu potrzebny tylko do zaaportowania strzelonej zwierzyny.

          Najwyższa pora wreszcie coś z tym zrobić! Proszę zauważyć, ze w krajach ościennych - w Czechach, na Słowacji, w Słowenni, Austrii, Niemczech - polowanie z psem nierasowym jest dyshonorem, to po prostu wstyd! Wstydliwe jest również popieranie koszmarnych, pleniących się jak perz rozmnażaczy, którzy robią straszną krzywdę kynologii, a zwłaszcza psom, bo to one potem trafiają do schronisk, są podrzucane w lesie. Dlatego nie zwalczamy żałosnego procederu tych, którzy zapełniają łowiecki rynek czymś niekoniecznie nadzwyczajnym, za to nadzwyczajnie tanim? Przeciętny myśliwy nie musi być zwolennikiem wystaw i konkursów, ale musi mieć łatwy dostęp do psów wartościowych, wyselekcjonowanych z ambitnych hodowli, prowadzonych przez doświadczonych i przewidujących pasjonatów. Ci, dla których kynologia jest sposobem zarobkowania nie mają z prawdziwą kynologią nic wspólnego! Z historii wiemy, że psy myśliwskie selekcjonowane były przede wszystkim pod kątem przydatności łowieckiej, dopiero później zaczęto bawić się w wystawy i niejako "poprawiać psią urodę". Nie odkręcajmy teraz więc psa ogonem, że wystawy są niepotrzebne dla myśliwych. Są ogromną siłą napędową dla hodowców, chyba,ze za 10-15 lat będziemy sobie klonować najlepsze egzemplarze i to będzie koniec wystaw.

          Rzeczywiście nikt nikogo nie zmusi do posiadania psa z papierami lub bez, ale dyskusja na temat polowania z psem radowym, propagowania takiego psa, a jednocześnie wywierania pewnego nacisku na hodowców i myśliwych, jest według mnie wskazana i wręcz konieczna. Weszliśmy na dobrą drogę, postarajmy się więc aby z tej drogi nie zawracać.

Jadwiga Konkiel