Arisland - Seter Irlandzki Mahoniowy, Jadwiga Konkiel


Nowości   |   Historia   |   Nasze Psy   |   Szczenięta   |   Mioty   |   Wystawy   |   Championy

Galeria   |   Literatura   |   Potomstwo Naszych Reproduktorów   |   Setery w Polsce   |   Setery w USA

Sędziowanie   |   Polski Owczarek Nizinny   |   Zespół Unikat   |

Linki   |   Kontakt   |   Księga Gosci












Wrażenia z Cruft'sa

    Tegoroczna wystawa psów miała dramatyczny falstart .Epidemia pryszczycy rozprzestrzeniająca się po całej Anglii, spowodowała, że cztery dni przed Cruftsem, gdy byliśmy już niemalże spakowani i gotowi do wyjazdu, impreza została niespodziewanie odwołana .Kilka tygodni później z poczty internetowej dowiedzieliśmy się, że co prawda termin uległ zmianie, ale wystawa jak co roku odbędzie się. To, w jakim terminie zostanie zorganizowana, pozostawało jednak kwestią domniemywań.

Noclegi zarezerwowano nam w centrum Oxfordu, w świeżo oddanym do użytku, pachnącym jeszcze nowością, schronisku młodzieżowym YHA. Miało to swoje zalety i wady .Niewątpliwym plusem było to, że do centrum mieliśmy niecałe 10 minut drogi i po powrocie z wystawy można było znaleźć chwilę czasu na wieczorne spacery po zabytkowym śródmieściu uniwersyteckiego miasteczka. Natomiast poważnym problemem był męczący, półtora-godzinny, codzienny dojazd do Birmingham.

Samą wystawę psów, po raz drugi odbierałam już nieco inaczej, chociaż przyznam się, że w dalszym ciągu nie mogłam pozbyć się uczucia oszołomienia. Teraz jednak, gdy popatrzyłam na całą imprezę z bliska, nasunęło mi się kilka spostrzeżeń, którymi pragnę się podzielić z Pańswem.

Po pierwsze: wśród setek stoisk usytułowanych wewnątrz pięciu rozległych hal wystawowych, zapełnionych dziesiątkami tysięcy pamiątek, gadżetów, akcesoriów do pielęgnacji i innych przedmiotów użytkowych – zginęły gdzieś same psy! To już nie jest wystawa psów, to jest przede wszystkim ogromny biznes, do którego psy stanowią zaledwie elitarny dodatek .Żeby odszukać interesujące nas rasy, trzeba było niejednokrotnie poświęcić godzinę na odnalezienie właściwego ringu i dojście do niego, przepychając się przez wielotysięczny tłum zwiedzających i kupujących.

Po drugie :wśród dwudziestu kilku tysięcy psów, na dodatek tylko takich, które na angielskich wystawach musiały przejść wstępną eliminację ,według mojego rozeznania zdarzały się egzemplarze zasługujące niejednokrotnie zaledwie na oceny bardzo dobre a może nawet niższe.

Po trzecie: bardzo denerwujący był dla mnie kategoryczny zakaz robienia psom zdjęć w ringach. Steward pilnujący porządku potrafił zdecydowanie wyprosić zbyt natarczywych fotografów. Z kolei na robienie zdjęć wybranym ze stawki kilku najlepszym psom było zaledwie kilkanaście sekund, gdyż już za chwilę proszono na ring następną grupę. Jedynie zwycięzcy, którzy pomyślnie przeszli eliminacje i zakwalifikowali się do ścisłego finału, po ostatecznym ustaleniu kolejności mogli zaprezentować swoje psy i wtedy był czas na spokojne fotografowanie. Tylko, że nie zawsze do wspomnianego finału wybierano te psy, które nam podobały się najbardziej.

Jeszcze jedną rzeczą, na którą zwróciłam uwagę był sam Best In Show. Myślę, że zdecydowanie nie doceniamy naszych imprez, tych organizowanych chociażby w Poznaniu, Warszawie, Krakowie, na czele z leszczyńską Wystawą Championów. Znana większości kynologów zimowa wystaw psów w Lesznie, to wspaniale zrobiony show z ogromnymi wielobarwnymi bukietami kwiatów, wszechobecną zielenią iglaków na ringach, poprzedzielanych eleganckimi białymi płotkami, kolorowymi reflektorami podświetlającymi dziesiątki pięknie wyeksponowanych nagród, szampanem dla gości i uczestników oraz delikatną spowijającą wszystkich muzyką.

Best In Show na Crufcie, był długi, nudny i smutny. Oczekiwaliśmy czegoś wielkiego, zaskakującego, a zaprezentowano nam, na rozległym, lekko zadymionym, niedoświetlonym ringu kilkanaście takich sobie piesków, z których jakieś tam zostały wybrane. Już dziś nie pamiętam nawet które! Te najpiękniejsze, z niepojętych dla mnie przyczyn schodziły z ringu na dalszych lokatach. Basenji, który wygrał tegoroczną wystawę, po swoim rewelacyjnie poruszającym się kuzynie oglądanym na Bis-ie zeszłego roku w Mediolanie, nie potrafił mnie jakoś zachwycić.

Kilkoro moich przyjaciół, regularnie bywających na Crufcie oceniło, że tegoroczna impreza od początku miała pecha .Z ich doświadczeń wynikało, że finały często są ekscytujące, a prezentowane publiczności psy, to piękne, zjawiskowe zwierzęta, które trudno zapomnieć, i ,że dla takich właśnie egzemplarzy przyjeżdża tutaj cały kynologiczny światek, nie pamiętając o drobnych, organizacyjnych potknięciach. Crufts, to miejsce, gdzie zapomina się o jedzeniu, bolących stopach, domowych problemach, i o tym, że gdzieś obok toczy się normalne życie.

Crufts jest imprezą prowokującą do szalonych decyzji i nieprzemyślanych, wariackich zakupów. Jak tu bowiem nie kupić figurki setera z limitowanej serii, będącej wierną kopią ojca mojego szczeniaczka, albo jak nie kupić książek, które ostatniego dnia wystawy zostały przecenione o ponad 50%.Podziwiam angielskich hodowców za ich sympatię do psów i podagogiczne umiejętności .Nigdzie nie widziałam brutalnego traktowania psów (co na przykład niejednokrotnie zwróciło moją uwagę w Mediolanie), nawet te, które zrobiły coś nie tak, chętniej były głaskane i uspokajane niż ganione .Kunszt treserski pani tańczącej w finale z psem był fenomenalny. To, co zaprezentowała ona ze swoim niezawodnym border collie, przechodziło zwykłe wyobrażenie o tresurze psów. To była zaczarowana para zapatrzona w siebie ,reagująca na najdrobniejsze gesty.

Crufts, to miejsce gdzie spotyka się najwybitniejszych sędziów i hodowców na świecie, gdzie przyjeżdżają ludzie z pierwszych stron gazet, z rodziną królewska włącznie i gdzie można zdobyć autografy autorów najwspanialszych książek o psach. To impreza magiczna .Dlatego mam nadzieję za rok znów na nią przyjechać.

Ps. Muszę zakończyć swoją korespondencję niewesołym akcentem, gdyż do tej pory jest mi z tego powodu po prostu przykro .Otóż wśród dziesiątków pięknych, przemyślanych, efektownie przyozdobionych stoisk klubowych, wśród których gromadziły się tłumy ludzi, było jedno wyraźnie odstające od reszty .Gołe białe ściany, brak jakichkolwiek informacji i zdjęć, w środku przysypiający na krzesełku pan z równie znudzonym psem .Było to stoisko Polskiego Owczarka Nizinnego (notabene podobnie nieciekawe jak i w Mediolanie na Wystawie Światowej)

Jadwiga Konkiel